Czy „aktywne uczenie się” może być panaceum na problemy, z którymi zmagają się nauczyciele języków obcych w epoce postcovidowej?
Adam Stępiński
Wielu językowców skarży się na trudności w pracy z młodzieżą po powrocie z nauczania zdalnego. Czego dotyczą ich uwagi? Po pierwsze trudniejszym wydaje się być kontakt z przeciętnym uczniem szkoły ponadpodstawowej. Wpływ rzeczywistości cyfrowej na nastolatków jest do tego stopnia wszechobecny, że wielu z nich chciałoby przenieść całą swoją aktywność do internetu. Po drugie pandemia COVID-19 zamknęła młodych ludzi na długo w domach, pozbawiając ich rzeczywistych kontaktów społecznych z rówieśnikami i nauczycielami. Co więcej wiek, w którym są, jest charakterystyczny dla przeżywania kryzysu polegającego na dezintegracji na poziomie myśli i uczuć. Często jego objawy to lęki, dylematy, z jednej strony: zachowania impulsywne, a z drugiej – predyspozycje do depresji, nadwrażliwość na krytyczne uwagi otoczenia, a w końcu tendencja do separacji. Taki właśnie nastolatek, bardziej wycofany, na lekcjach języka obcego często jest uczniem biernym, którego dosyć trudno zmotywować i zaangażować do efektywnej pracy rozwijającej umiejętności językowe.
Środkiem zaradczym na tę sytuację może być wykorzystanie na zajęciach tzw. metody aktywnego uczenia się (ang. active learning). Polega ona na prawdziwym zaangażowaniu uczniów w proces nauczania, podczas którego to oni sami budują swoją wiedzę i umiejętności. Aktywne uczenie się jest w literaturze przedmiotu często przeciwstawiane pasywnemu nabywaniu wiedzy, kiedy to nauczyciel cały czas mówi i w ten sposób staje się postacią dominującą w klasie. Nie może być wtedy mowy o tzn. „głębszym zrozumieniu” danego zagadnienia, gdyż uczniowie zazwyczaj się nudzą i nawet jeśli są cicho, to nie znaczy to wcale, że ich proces rozwoju kompetencji językowej jest na właściwej ścieżce.